Doszło do tego że piję 4 kawy dziennie, i naprawdę muszę się porządnie trzepnąć w fejsa z otwartej żeby nie robić sobie 5.
Kiedyś mieszkając z rodzicami, uwielbiałam zapach kawy. Moja mam mieliła ziarna w młynku zawsze po skończeniu wsadzałam nos i z siłą odkurzacza wysysałam aromat. Potem nadeszła era paczkowanych próżniowo mielonych kaw. Rytuałem dla mnie było delikatne nacięcie foli żeby usłyszeć delikatny syk, no a potem dawałam nura w opakowanie i niuchałam.
I tak po kilkunastu latach spijam ten trunek litrami.
Właśnie na kawusię udałam się z koleżanką......dwie mamuśki rozsiadły się w kawiarni i sączyły napój, rozmawiając o wszystkim byle nie o dzieciach :D
Potem rundka po sklepach celem przymierzania sobie drogich jak skurczybyk ciuchów.
Po takim maratonie uzupełnić trzeba było kalorie, więc padło na deserek.
A jak wróciłam do domu, dziewczynki przez tatusia wykąpane, nakarmione, grzecznie spały.......
takie wieczory to "ja chcę jeszcze" : )
Przy okazji zakupiłam takie woski. Muszę powiedzieć że są połowę tańsze od YC a pachną tak samo mocno. Jedyny minus że wszystkie zapachy są czekoladowe :D